Cielcza rozciąga się między Mieszkowem a Jarocinem. Jej dzieje sięgają 1257 r., ale starsi uważają, że życie toczyło się tu już dawniej.
Mówi się, że nazwa pochodzi od nazwiska właścicieli miejscowości, ale krążą też historie o tym, że mieszkańcy ulali złotego cielca i to stąd wywodzi się nazwa wioski.
Cielcza stała się sławna, bo tu została spalona ostatnia czarownica.
Cioty cieleckie (czarownice!) spotykały się na górce, latały na miotłach nad miastem, rzucały też czary.
Kiedy zakwitał kwiat paproci, zlatywały się na niewielkie wzniesienie. Dochodziły wtedy stamtąd śmiechy, muzyka, a górkę otaczała dziwna jasność.
Niektórzy opowieść o ciotach łączą z rycerzem, który pojawiał się na "szwedzkich okopach".
W pobliżu wzniesienia, gdzie odbywały się sabaty czarownic, znajdują się cztery dęby wyrastające z jednego pnia. Skręcając w prawo dojdziemy w miejsce, gdzie dawniej powstało grodzisko, tzw. "szwedzkie okopy". Słychać było stamtąd dziwne dźwięki…
Jednak najdziwniejsze rzeczy działy się, kiedy zakwitał kwiat paproci. Pojawiał się wtedy rycerz z psami. Patrzyły one na księżyc i górkę, cicho przy tym skomląc. Rycerz wtedy mówił coś w niezrozumiałym języku, wzrok również kierując na rozświetlone wzgórze. W dali zauważyć można było siedzące na drzewach ptaki z ludzkimi twarzami, które odlatywały tuż o świecie. Rycerz wtedy uderzał trzy razy mieczem w tarczę, psy żałośnie wyły i wszystko znikało.
Tylko księżyc wie, kim był rycerz, ptaki z ludzkimi twarzami i psy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz